Dnia 16 grudnia w Powiatowej Bibliotece Publicznej w Krasnymstawie odbyło się podsumowanie powiatowego konkursu literacko – plastycznego „Nasze nowele – znamy i czytamy”, inspirowanego nowelami Narodowego Czytania. Biblioteka gościła laureatów, rodziców, dyrektorów szkół, nauczycieli oraz przedstawicieli bibliotek powiatu krasnostawskiego. Pierwszy etap konkursu odbył się w Gminnej Bibliotece w Izbicy. Do etapu powiatowego zakwalifikowały się nasze uczennice klasy VIII- Julia Knap i Natalia Kłonica. Pod kierunkiem pani Marzeny Blangiewicz napisały one prace literackie na temat dalszych losów bohaterów noweli ,,Katarynka” B. Prusa. Dziewczynkom gratulujemy, a poniżej prezentujemy ich ,,dzieła”.
JULIA KNAP
Pan Tomasz doszedłszy do kamienicy, w której mieszkały dwie kobiety i dziecko, ujrzał siedzącą, tak jak zawsze, na oknie dziewczynkę, dzisiaj jeszcze bardziej bladą niż zazwyczaj.
Dziecina ubrana była w niebieską sukienkę z białymi falbankami, włosy splecione miała w dwa identyczne warkoczyki. Usłyszawszy zbliżające się kroki, z pewnym niepokojem oraz kwaśną miną, spojrzała jakby w stronę pana Tomasz. Mecenas jednak tym razem nie zwracał uwagi na wyraz twarzy dziecka. Zdecydowanym ruchem ręki zapukał do drzwi, a kiedy z głębi pokoju usłyszał głuche ,,proszę”, pewnym krokiem wszedł do środka. Podszedł kilka kroków do przodu i ujrzał, że w tym pokoju jest jeszcze biedniej niż wydawało mu się, gdy patrzył przez okno swojego gabinetu. W prawym rogu izby stała mała kanapa, przesłana spraną i podartą gdzieniegdzie kordłą. Z boku łóżka znajdowała się przestronna, drewniana skrzynia, na środku leżał średniej wielkości dywan, najwyraźniej uszyty przez jedną z kobiet. Jego wzór był niesamowity, trudny do opisania, ale jakiś taki smutny… Po drugiej stronie pokoju stały dwie stare maszyny, jedna z nich marki ,,Singer “, a druga jakaś bardzo, bardzo stara. Przy obu siedziały kobiety i coś szyły Młodsza z nich usłyszawszy kroki, spojrzała za siebie i ujrzała w drzwiach stojącego mężczyznę. Miał on na sobie popielate spodnie, połyskujące buty i wykwintne palto. Szpakowate faworyty przydawały mu powagi, a siwe włosy mówiły o starszym wieku mecenasa.
- Moje uszanowanie drogie panie - powiedział uprzejmym głosem pan Tomasz.
- Witam - odpowiedziała młodsza z kobiet i po chwili rzekła - Co pana do nas sprowadza?
Mecenas zawahał się przez chwilę, ale po pewnym momencie nieśmiało zaczął mówić:
- Chciałbym zaoferować pomoc pani córce! Wiem, że dziewczynka nie widzi - mówiąc to, patrzył na kobietę z niepewnością. -Codziennie, gdy spojrzę w stronę tego pokoju, widzę to smutne dziecko. To ja poniekąd przyczyniłem się do tego smutku, gdyż z mego rozkazu na podwórze nie byli wpuszczani kataryniarze. Od zawsze nienawidzę melodii płynących z katarynek, ale to się zmieni, gdyż dostrzegłem z okna mojego gabinetu, że muzyka daje radość dziewczynce. Proszę wybaczyć mi ten egoizm i przyjąć moją pomoc także w leczeniu tej młodej damy…
I w tym momencie pan mecenas przerwał rozmowę. Spojrzał w oczy matki dziewczynki i zobaczył spływające po wychudzonych policzkach łzy. Po chwili ciszy kobieta odpowiedziała:
- To miło z pana strony, ale nie wiem czy będę w stanie pokryć wszystkie z możliwych wydatków. Jesteśmy bardzo biedne, pieniądze zarobione przeze mnie i siostrę starczają nam jedynie na skromne życie, na inne wydatki nie możemy sobie już pozwolić.
Pan Tomasz uśmiechając się, bez chwili namysłu powiedział:
- Wać pani się nie martwi, z prawdziwą przyjemnością wszystkim się zajmę. Pieniędzy mi nie brak. Mam ich pod dostatkiem!
I uśmiechnął się po raz kolejny. Następnie wyjął ze swego wykwintnego palta zgiętą na pół kartkę, na której znajdowały się adresy przeróżnych specjalistów i wręczył ją skromnej kobiecie. Matka zobaczywszy to, rozpłakała się po raz drugi. Uspokoiwszy się, pani Leokadia (bo tak miała na imię) wybrała z kartki znanego profesora - Jerzego Dąbczaka, o którym czytała kiedyś w lokalnej gazecie.
Wieczorem wróciwszy do domu, pan Tomasz kazał zaprząc konie do dorożki, aby udać się do znanego profesora, znajdującego się na jego ulubionej, najczęściej odwiedzanej ulicy Miodowej. Dojechawszy na miejsce, mecenas spostrzegł, że w klinice jest sporo pacjentów. Zaczekał cierpliwie na swoją kolej, a gdy już nikogo nie było, wszedł do gabinetu. Przywitawszy się z Jerzym, pan Tomasz opowiedział historię chorej dziewczynki. Profesor zamyślił się przez chwilę, a potem rzekł:
- Spróbuję, co w mojej mocy, aby jej pomóc. Przywieź dziecko jutro z rana, a ja ją zbadam i zobaczę, czy coś poradzę…
Pożegnawszy się z doktorem, pan mecenas wyszedł dumny ze swego czynu, po czym udał się na ryneczek, gdzie kupił chorej dziewczynce porcelanową lalkę.
Rano pan Tomasz przywiózł matkę wraz z córką do profesora, a następnie czekał z frasobliwą miną na wyniki badań. Trwały one bardzo długo, co dla mecenasa było udręką. Gdy wreszcie kobiety wyszły, mężczyzna zaniepokojony spytał:
- Czy już coś wiadomo ?
Pani Leokadia spojrzała na mężczyznę i odpowiedziała:
- Tak. Profesor powiedział, że Lucynka cierpi na ,,oksymorozę”- chorobę, która objawia się na początku gorączką, a potem przemienia w utratę wzroku. Aby ją wyleczyć trzeba przykładać codziennie do oczu rumianek, mieszając go z specjalnym lekiem, który będzie stopniowo, ale nie od razu, przywracał wzrok. Za rok lub półtora moja córeczka powinna już widzieć, tak jak inne dzieci.
- Jedźmy więc czym prędzej po to lekarstwo do apteki, aby już zacząć działać! – wykrzyknął z entuzjazmem mecenas. I pojechali…
I tak mijały miesiące. Pan Tomasz codziennie pilnował, aby na podwórzu pojawiali się kataryniarze, którzy swoją muzyką uszczęśliwiali chorą dziewczynkę. Wynagradzał ich za to sowicie! Poza tym mecenas wieczorami zabierał matkę z córką na spacery. To sprawiało, że mężczyzna i kobieta coraz bardziej się w sobie zakochiwali. Lucynka czując szczęście mamy - cieszyła się bardzo. Nie była już blada i nieszczęśliwa, lecz promieniała radością. Pewnego dnia dziewczynka powiedziała do mamy:
-Prawda mamusiu, że mam na sobie zieloną sukienkę?
Mama zdziwiona, trafną odpowiedzią dziewczynki zapytała:
- Kochanie, a kto Ci powiedział, że masz zieloną sukienkę?
- Nikt, sama zobaczyłam przez chwilę kolor zielony - powiedziało dziecko.
Usłyszawszy to, kobieta uradowana pobiegła do pana Tomasza, aby przekazać mu dobrą nowinę.
Wpadłszy z impetem do gabinetu, pani Leokadia zbliżyła się do mężczyzny, po czym zaczęła płakać. Zdziwiony mecenas spytał:
- Cóż się takiego stało?
Po dłuższej chwili kobieta wydusiła z siebie:
- Moja... moja córka zaczyna widzieć!
Po czym uspokoiwszy się trochę i otarłszy łzy, opowiedziała panu Tomaszowi całą historię.
- To świetnie! - krzyknął mecenas ze wzruszenia, po czym objął kobietę i pocałował z czułością.
Rok później dziewczynka prawie odzyskała wzrok, a szczęśliwy pan Tomasz postanowił ożenić się z panią Leokadią .
NATALIA KŁONICA
Dzień, w którym pan Tomasz dostrzegł, ile szczęścia sprawia dziewczynce muzyka katarynki, zmienił jego postępowanie. Mężczyzna bił się z myślami. Obwiniał się, że to przez niego dziewczynka była ciągle taka smutna. Czuł, że jego zakazy przygnębiły to biedne dziecko i tak już pokrzywdzone przez zły los. Postanowił jej to wynagrodzić!
Pierwszym krokiem w jego poczynaniach było to, że codziennie na podwórze wpuszczani byli kataryniarze, aby dziewczynce sprawić radość. Jedynym zajęciem ośmiolatki, jak dotąd, było ubieranie i rozbieranie lalki oraz siedzenie na parapecie i przysłuchiwanie się temu, co dzieje się dookoła niej. Od wizyty kataryniarza nabrała trochę otuchy i poczuła, że radość przepełnia jej serce. Jednak codzienne wizyty kataryniarzy zaniepokoiły ją także. Zaczęła się zastanawiać, co takiego stało się, że nagle na podwórzu pojawiła się muzyka, której wcześniej nie słyszała.
Mijał dzień za dniem, a pan Tomasz opłacał wszystkich kataryniarzy i obmyślał plan, jak dalej pomóc dziewczynce. Wreszcie zdecydował się zrobić następny krok. Postanowił wręczyć matce informację z adresami najlepszych doktorów w Warszawie. Niestety była to kobieta bardzo honorowa i odmówiła pomocy.
– Niepotrzebnie się pan fatygował. Jestem pewna, że choroba mojej córki jest nieuleczalna – odpowiedziała oschle.
- Jak pani uważa, gdyby jednak zmieniła pani zdanie, proszę mnie odwiedzić - skwitował odchodząc pan Tomasz.
Mężczyzna uparcie i konsekwentnie dążył do wyznaczonego celu. Codziennie odwiedzał i przekonywał mamę dziecka do zmiany decyzji, ale to nie pomagało.
Upłynęły dwa miesiące. Dziewczynka czuła się szczęśliwsza słuchając wesołej muzyki płynącej z katarynek, jednak choroba odbierała jej wiele radości z beztroskiego, dziecięcego życia. Nie wychodziła na dwór, nie mogła spotykać się i bawić z innymi dziećmi, a tego jej bardzo brakowało. Żyła odizolowana od społeczeństwa, sama, zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju. To przygnębiało ją najbardziej. Pewnego dnia, kiedy matki ani ciotki dziecka nie było w domu, pan Tomasz poszedł do dziewczynki, by z nią porozmawiać.
– Chciałbym Ci pomóc, ale Twoja mama się nie zgadza – rzekł poważnie przedstawiając się na wstępie.
– Naprawdę chciałby Pan mi pomóc?- zapytało nieśmiało dziecko.
– Tak, ale musisz przekonać swoją mamunie, by mi zaufała. Jestem człowiekiem uczciwym i proszę się nie obawiać, nie mam wobec Was niecnych zamiarów.
– Dobrze, porozmawiam z matką, ale niech Pan przyrzeknie, że ja będę widzieć.
– Obiecuję! - wykrzyknął pan Tomasz i pożegnał się z dziewczynką.
Dwa dni później ośmiolatka i jej mama stanęły w progu domu pana Tomasza. Nie wiem, jakich argumentów użyła dziewczynka, ale wiem, że bardzo jej na tej obietnicy zależało.
– Zgadzam się przyjąć Pana pomoc, jeżeli tylko Pana propozycja jest nadal aktualna - rzekła zawstydzona matka.
– Wspaniale, najlepiej udajmy się od razu do pierwszego doktora z listy.
I pojechali. Lekarz ten uznał, że nie jest w stanie pomóc dziewczynce. Tydzień później odwiedzili następnego medyka. Ten także nie miał zbyt dobrych wiadomości. Gdy już szanse na odzyskanie wzroku malały, pan Tomasz dostrzegł światełko w tunelu w osobie profesora nauk medycznych, który z Paryża przyjechał do sąsiedniego miasta. Następnego dnia udali się wszyscy do tego doktora, a on zgodził się podjąć operacji ośmiolatki. Umówił jej termin na przyszły czwartek.
Gdy nadszedł czas zabiegu, pan Tomasz i mama dziewczynki czekali cierpliwie na jego zakończenie. Po godzinie operacji - panienka odzyskała wzrok w prawym oku, a po dwóch godzinach - odzyskała wzrok także i w lewym oku. Po wybudzeniu, dziewczynka nie mogła nacieszyć się tym, że widzi wszystko, co dzieje się wokół niej. Wszystko było takie nowe, inne, jasne… Znowu zobaczyła twarz najdroższej jej osoby- matki, ale też i twarz jej ,,wybawcy”. Pan Tomasz był życzliwym mężczyzną. Kierował się w życiu uczuciami. Dziewczynka zobaczyła, że na świecie są jeszcze dobrzy i bezinteresowni ludzie. Wszystkie koszty leczenia pokrył mecenas.
– Nie wiem, jak mam Panu dziękować, byłam naiwna nie wierząc w Pana obietnice - mówiła wzruszona matka dziewczynki.
– Nie musi Pani dziękować, to przyjemność, że mogłem zrobić dla kogoś dobry uczynek – mówił zadowolony z siebie pan Tomasz.
Radości nie było końca. Zabieg ten zmienił życie dziecka. Dziewczynka zaczęła uczęszczać na lekcje śpiewu i tańca, które opłacił oczywiście pan Tomasza, do którego ta z wdzięczności zaczęła mówić „wujku”.
Dobro zawsze powraca. Jeden gest zmienił życie mężczyzny, ponieważ zyskał rodzinę, której nigdy nie zdążył założyć. Dziewczynka zaś odzyskała upragniony wzrok.
MB